niedziela, 7 marca 2021

Cienie i kolory


Prawie 1200 stron smakowitej fantastyki? Wiecie, że nie trzeba mnie długo namawiać, zwłaszcza, że do Weeksa mam specyficzny sentyment. Nie jest to pisarz na którego rzucam się bez opamiętania, jak np. na Abercrombiego,  ale zawsze chętnie wracam do tego specyficznego stylu i ciekawie wykreowanego uniwersum.

piątek, 11 grudnia 2020

Piękna ona, piękny on…


Przyznaję bez bicia, miłośniczką romansów nie jestem, ale opis wydawcy sugerował,  że „Klątwa ruin” oprócz wątku romantycznego oferuje także tajemnicę i sporą dawkę historii. Jak takie połączenie wyszło?

Lata dwudzieste ubiegłego wieku. Dworek Olszany, trzymany za gardło twardą ręką gospodyni. Pani Strumieńska jest klasycznym przykładem zgorzkniałej wdowy, odbijającej sobie nieszczęścia życia codziennego na ubogiej sierocie, chłopskiej córce, wziętej przed laty na wychowanie przez jej świętej pamięci męża. Sierota jest z kolei wręcz modelowym okazem sierotki z literatury dla kucharek: skromna i łagodna, o anielskim imieniu, Aniela Wilczakówna cichutko siedzi w kątku, skąd jest wywoływana do kolejnej pracy lub po  porcję drobnych uszczypliwości, wymierzonych w jej kierunku.

Sytuacja ulega nieco zmianie, gdy w dworku ląduje nieco poturbowany przez los, siostrzeniec pani domu, Rafał Mielżyński.  Młodzieńcowi owemu  cichutka i niepozorna Aniela wpada w oko. Mezalians taki odbiłby się czkawką na biografii obojga młodych, zatem czytelnik staje się świadkiem wielu scen z cyklu „jesteśmy tacy zakochani, lecz los każe nam trzymać się od siebie z daleka” czy też „tak cię kocham, ale muszę to ukrywać”.
W międzyczasie anielska Aniela poznaje historię tajemniczych ruin, co przyniesie w dalszej części książki zwrot akcji. Niestety, taki, który dosyć łatwo przewidzieć…

Zakazana miłość, zbliżające się widmo wojny, a do tego próba stworzenia drugiego dna powieści w postaci tajemnicy z przeszłości. Ten mezalians wyszedł autorce średnio. Bohaterowie są poprawnie nakreśleni, choć nie zaryzykowałabym stwierdzenia, że mamy do czynienia z jakimiś wyjątkowo dobrze skonstruowanymi postaciami. Rozrysowani w oparciu o kilka głównych cech, wkomponowani są całkiem sprawnie w tło historyczno - społeczne, co jednak nie odbyło się bez kilku usterek.

Na minus zaliczyć należy na pewno styl; styl, który każe autorce wymieniać po kolei wszystkie wykonywane przez bohaterów czynności. Bohaterka nie może po prostu zapalić lampy. O nie ! Czytelnik dostaje niemalże fabularyzowaną instrukcję, która być może przyda mu się w przypadku utknięcia w jakimś skansenie, gdzie koniecznie będzie musiał sobie czymś przyświecić. Niektórym niewątpliwie taka konstrukcja narracji pozwala na lepsze wczucie się w opisywaną akcję, ja miałam dosyć po którymś z rzędu opisie, spowalniającym całość historii.

Autorka nie ustrzegła się także przed anachronizmami w rodzaju wygłaszania, przez jedną z postaci, w 1920 roku wykładów na temat konieczności szczepień i ich dobroczynnego działania, podczas gdy tak naprawdę dopiero okres II wojny światowej okazał się być przełomowy dla historii wakcynologii.

Dojmujący jest także brak zróżnicowanego języka: wszystkie warstwy społeczne w „Klątwie ruin” posługując się takim samym słownictwem, co czasami przynosi komiczny efekt: chłopka używająca zwrotu „pertraktacje” z narzeczonym kuje jednak w oczy, zwłaszcza jeżeli mamy świadomość jak powszechny był w dwudziestoleciu międzywojennym analfabetyzm i zacofanie wsi polskiej. 

Całość to  historia romantyczna, osadzona w czasach pełnych niepokojów, będąca lekturą na kilka wieczorów, niepozbawioną dydaktycznych ambicji, jednak zdecydowanie dla miłośniczek powieści w których dominuje miłość, nie historia.


Książkę przeczytałam dzięki współpracy Śląskich Blogerów Książkowych
z Wydawnictwem  Książnica


czwartek, 12 listopada 2020

Ginące piękno



W ciągu ostatnich 50 lat liczebność naszych motyli zmniejszyła się o ponad 80 procent”. Takim dramatycznym występem rozpoczynamy podróż po ginącym świecie tych przepięknych owadów.

Pierwsza część książki poświęcona jest rozważaniom nad wymieraniem gatunków. Autor stara się opisać to zjawisko w taki sposób, by nawet największy laik dostrzegł ogrom zniszczeń, jaki motylom przytrafiają się od ponad połowy wieku. 

Przyczyny tego zjawiska omówione są w części drugiej, w której Reichholf nie oszczędza nikogo: rolników, polityków, a nawet ekologów. Na pierwszy plan, jeżeli chodzi o zagrożenie dla motyli, wysuwa się jednak współczesne rolnictwo ze swoją skłonnością do nadużywania pestycydów. Zbyt częste zabiegi pielęgnacyjne przeprowadzane na terenach zielonych, wbrew pozorom, również nie przysługują się dobrze motylom. Autor, śledzący życie motyli od swojego dzieciństwa, pokazuje czytelnikowi zwyczaje tych owadów, tropi trasy wędrówek, czy też rysuje cały przekrój gatunków nocnych. Wszystko to zebrane w całość pokazuje szereg przyczyn powodujących masowe wymieranie tych owadów.

Reichholf doskonale potrafi przekazać swoją wiedzę, zasypując nas ciekawostkami, faktami, prowadząc przez niezwykłe zachowania motyli, aż do fascynujących fenomenów, jakimi potrafią być niektóre z przedstawicieli tych owadów. Niezależnie czy pisze o motylach dziennych, nocnych, czy też wodnych lub lądowych, autor z pasją opisuje każdy aspekt życia obiektów swoich badań i obserwacji: „Zachwyt nie rodzi się z dystansu. Wyrasta z bliskości. Trzeba, żeby gąsienica mogła pełznąć po ręce, duży zawisak (ściśle chroniony!) mógł posiedzieć na czubku palca, albo na biuście, a przez to stać się bezpośrednim doświadczeniem. Musimy też wyjaśnić dzieciom, dlaczego nad łąkami i polami już nie latają motyle. Powinny wiedzieć, co się stało, z jakiego powodu już nie słyszą śpiewu skowronka. (…) Dzieciom trzeba pozwolić znów bawić się na dworze”. Niemiecki biolog ewolucyjny opisuje swoje ogromne doświadczenie w badaniach nad motylami, przybliżając nam ciekawostki i nieznane fakty z życia tych owadów, kreśląc fascynujący oraz wielobarwny obraz gatunku.  Autor nie ogranicza się do opisywania motyli i zagrażających im niebezpieczeństw, ale także proponuje inne rozwiązania, które przyczynić się mogą do ocalenia motyli przed wyginięciem.

„Motyle” to książka nie tylko dla pasjonatów entomologii, ale także jedno wielkie ostrzeżenie przed zbliżającą się katastrofą ekologiczną. Jeden z wielu głosów, które ostatnio brzmią coraz bezradniej i rozpaczliwiej…


Książkę przeczytałam dzięki współpracy Śląskich Blogerów Książkowych
z Wydawnictwem Uniwersytetu Jagiellońskiego.


niedziela, 25 października 2020

Ostatni wspólny taniec



„Bezświt”, to ostatni tom trylogii wypełnionej pragnieniem zemsty. Zaczynamy od uprzejmego przypomnienia dotychczasowych dokonań bohaterki, by zaraz potem zostać wrzuconym w szaleńczą akcję, pełna krwi, spisków oraz żądzy wendetty.

Pozornie Mia Corvere osiągnęła swój cel: widziała śmierć zabójcy rodziców, w dodatku zadaną jej własną ręką. Niestety, okazuje się, że Scaeva wyprzedzał ja zawsze o krok, a jego zabójstwo okazało się kolejnym oszustwem, w dodatku sprawiającym, że cudem ocalały tyran zyskał niemalże nieograniczoną władzę. Chciałoby się rzecz: stokrotne dzięki Mia… W rezultacie mściwa zabójczyni po raz kolejny wpakowała się po samą szyję w niezłe tarapaty.

Mia w poprzednich dwóch tomach udowodniła, że jest „ (…) dziewczyną, która porzuciła wszelką szansę na normalne i szczęśliwe życie, żeby pomścić rodziców (…) Jest nieustraszona. Jest tak zuchwała, że to przechodzi wszelkie pojęcie”. Autor w pewnym momencie zorientował się jednak, że zemsta jest może paliwem efektownym, ale wypalającym na tyle, że z człowieka pozostaje sama skorupa, a trudno takowej sekundować w jej dokonaniach, nawet najbardziej spektakularnych. Dlatego też trzeci tom jest również opowieścią o utraconej i odzyskanej w niespodziewany sposób rodzinie, a także o miłości. Młoda zabójczyni nagle staje się osobą, której zależy na innych, przez co staje się podatna na zranienie, a więc także łatwiejsza do pokonania. Dzięki takiemu zabiegowi bohaterka nie sprawie wrażenia niepokonanej Mary Sue, dzięki czemu zdecydowanie łatwiej trzyma się za nią kciuki, nawet pomimo jej zdecydowanie parszywego charakteru.

Całość pruje do przodu, przez co niektóre sceny nie mają szans, by pozostawić coś więcej, niż ukłucie żalu, a szkoda. To tom, w którym żegnamy się z wieloma bohaterami na zawsze, przez co szkoda, że Kristoff nie poświęcił na to pożegnanie więcej czasu. Akcja nie pozwala na odrobinę nudy, a zakończenie jest naprawdę satysfakcjonujące, niwelując lekki niedosyt, jaki pozostawił po sobie drugi tom.  Historia czarnowłosej zabójczyni nie jest wybitną literaturą, ale w kategorii niezłej rozrywki stawiam ją całkiem wysoko. Autorowi udało się stworzyć ciekawą postać, nieźle przemyślany świat  i połączyć to we wciągający miks, pełen okrucieństwa, przygody, kiepskich pomysłów swoich bohaterów, a także  wzruszających momentów. Słowem,   przyzwoita porcja fantastyki, nie tylko dla nastoletnich czytelników.

niedziela, 18 października 2020

Maszyna kontra mięso

 


Ziemia, rok 2082, pierwszy kontakt ludzkości z obcą cywilizacją i konsekwencje z tego wynikające. „Ognisty deszcz” to zaproszenie na spotkanie z rozważaniami na temat tego, czym jest człowieczeństwo, jak daleko można posunąć się w udoskonalaniu ludzkiego organizmu, który w pewnym momencie staje się czymś wymykającym się wszelkim definicjom. Co sprawia, że jesteśmy ludźmi? Czy samoświadomość rzeczywiście jest czymś aż tak wspaniałym? Gdzie leży granica między byciem człowiekiem i czy warto ją przekraczać? Ile tak naprawdę zależy od nas, czy każda nasza decyzja tak naprawdę jest podejmowana świadomie? Czy cały gatunek ludzki cierpi na swoiste ślepowiedzenie…

 Narratorem tej fascynującej historii w pierwszej części jest ktoś, komu w ramach walki z padaczką, wycięto kawałek mózgu, zmieniając w beznamiętną maszynę do rejestrowania zachowań innych. Z kolei „Echopraksja” koncentruje się na wycofanym z życia biologu terenowym, odpowiedzialnym za śmierć tysięcy ludzi. W obu przypadkach wyobcowanie bohaterów sprawdza się doskonale w kontakcie z obcymi,  tak odmiennymi od gatunku ludzkiego, że aż poza granicami pojmowania: „Ślepota z nieuwagi (…) taka skłonność oka do niezauważania rzeczy, które ewolucyjne doświadczenie sklasyfikowała jako nieprawdopodobne”.

Peter Watts snuje opowieść o świecie przyszłości tak różnym od tego, co widzimy za oknem, że równie dobrze mogłaby to być historia innego gatunku. Wszystko zaczyna się, gdy w orbicie Ziemi pojawia się sześćdziesiąt dwa tysiące obiektów nieznanego pochodzenia, pstryk, Ziemi zostaje zrobione zdjęcie, a obiekty spalają się w atmosferze, nie pozostawiając po sobie śladu. Ludzkość staje przed dylematem:  czy pozostać biernym licząc na to, że właściciel tak skomplikowanej technologii pozostawi nas w spokoju, czy podjąć kroki w celu zbadania kto i po co strzelił nam fotkę?

 Druga opcja zwycięża i z Ziemi startuje statek z załogą tak zmodyfikowaną, że aż nieludzką. Perypetie „Tezeusza” i jego załogi, to część pierwsza historii. Z kolei „Korona cierniowa” jest statkiem, na którym rozgrywa się część drugiego tomu.  W obydwu przypadkach załodze przyjdzie zmierzyć się z niepojętym, ale także  z własnymi demonami, napędzającymi pętle nienawiści i strachu. Trudno jednak, by było inaczej w przypadku gdy obie załogi składają się z organizmów poddanych wyrafinowanym modyfikacjom, napędzanych technologią, chemicznymi formułami, znajdującymi się na granicy definicji człowieka.  Załoga jako metafora, symbol zjednoczonego świata, zjednoczonego w obliczu zagrożenia sprawdza się doskonale, dając autorowi pretekst do tworzenia różnych modeli zachowań w obliczu niebezpieczeństwa, idealnie pasujących do zachowań całej ludzkości.


Kanadyjski pisarz tworzy mocno przygnębiającą opowieść, kończącą się zagładą jednego gatunku i powstaniem kolejnego, stanowiącego kolejny stopień w drabinie ewolucji. Zarówno „Ślepowidzenie”, jak i „Echopraksja” traktują człowieka jako jeden z wielu gatunków zwierząt, zamieszkujący ziemię. Gatunek jedynie w swoim mniemaniu doskonały, tak naprawdę jednak będący kawałkiem mięsa, wyposażonym w niezbyt dobrze działające oprogramowanie. Rozkwit techniki i nauki nie przyniósł temu gatunku spokoju, lecz kolejne wojny, wieczne niezadowolenie, ciągłą ucieczkę przed rzeczywistością. Systematyczna pogoń za udoskonaleniami nie przyniosła ludziom nic poza stopniowym wyzbywaniem się tego, co nazwalibyśmy człowieczeństwem.

 

 Nietrudno się zorientować, że „Ognisty deszcz” nie jest historią łatwą, stanowiącą przykład sztampowej fantastyki koncentrującej się na opisie podboju kosmosu i strzelaniu do obcych z fikuśnej broni. Watts tworzy wielowymiarową opowieść, a jego niesamowita wyobraźnia kreuje przekonującą wizję spotkania ludzkości z czymś tak zupełnie obcym, że przekracza to nasze wyobrażenie. Jednak wbrew pozorom nie jest to także książka przesadnie trudna i odpychająca czytelnika natężeniem detali, wyrafinowanego słownictwa czy też naukowego żargonu. To opowieść, której na pewno nie przeczytacie w kilka godzin, wymagająca, ale zdecydowanie warta poświęcenia tych paru wieczorów.


sobota, 5 września 2020

Wielki konflikt



Witajcie w targanym konfliktami świecie. Zwycięstwo Alethyjskiej armii nad armią Parshendich było tylko pozorne. Wielka Burza zmienia wrogów w Pustkowców, we wszystkich królestwach dochodzi do buntu niewolników, przyjmujących nową formę i przeciwstawiających się, mniej lub bardziej krwawo, swoim dotychczasowym panom. Zbliża się kolejne spustoszenie…

wtorek, 1 września 2020

Dawid kontra Goliat

„Gniew…” rozpoczyna się niedługi czas po poprzedniej części, wracamy zatem do bohaterów, których nie oszczędza ani czas, ani oni sami. Holden jako honorowy więzień dyktatora nie siedzi bezczynnie, lecz knuje  kolejne intrygi. Reszta jego załogi bierze udział w knuciu na znacznie większą skalę: dokładając swoje cegiełki do budowania ruchu oporu przeciw dominacji Lakonii. To działania, które zdają się skazane na porażkę- wróg dysponuje wszakże ogromną przewagą techniczną. Zatem nasi bohaterowie ograniczają się głównie do kąsania bestii, mniej lub bardziej skutecznie, za każdym razem jednak ryzykując życiem.

piątek, 19 czerwca 2020

Mroczny klasyk




Zacznijmy od prostej wyliczanki: trzy powieści i dziewięć opowiadań, tak prezentuje się pięknie wydany zbiór „Jestem legendą. Piekielny dom. Człowiek, który nieprawdopodobnie się zmniejszał”. Zbiór przybliżający polskiemu czytelnikowi sylwetkę prawdziwej, nomen omen, legendy horroru.

wtorek, 16 czerwca 2020

Z katem przez świat





„Moją naturą, radością i przekleństwem zarazem jest to, że nigdy niczego nie zapominam”. Tak zaczyna się opowieść Severiana, młodego czeladnika, który zapłacił wysoką cenę za złamanie zasad obowiązujących wśród katów. Za miłość do jednej ze skazanych przyszło mu odpokutować wygnaniem i zesłaniem na głuchą prowincję. 

wtorek, 3 marca 2020

Trzydzieści lat minęło…




Trudno w to uwierzyć, że „Wzlot Persopolis” rozgrywa się trzydzieści lat po wydarzeniach z ostatniego tomu kosmicznej sagi. Muszę przyznać, że nie potrafię jednoznacznie ustosunkować się do tego zabiegu, jaki zaserwowali nam autorzy. Z jednej strony jest to chwyt pozwalający na wpuszczenie odrobiny świeżego powietrza, z drugiej strony: niełatwo mi się przyzwyczaić do bohaterów, którzy borykając się z bolącymi kośćmi, marzą o emeryturze.

niedziela, 1 marca 2020

Nadeszła epoka obłędu





Jak ja się stęskniłam za tą jedyną w swoim rodzaju brutalną  i niepowtarzalną poetyką, zwichrowanymi bohaterami i zabawą konwencją literacką. Abercrombie wraca po raz kolejny w świetnym stylu.