Ziemia,
rok 2082, pierwszy kontakt ludzkości z obcą cywilizacją i konsekwencje z tego
wynikające. „Ognisty deszcz” to zaproszenie na spotkanie z rozważaniami na
temat tego, czym jest człowieczeństwo, jak daleko można posunąć się w
udoskonalaniu ludzkiego organizmu, który w pewnym momencie staje się czymś
wymykającym się wszelkim definicjom. Co sprawia, że jesteśmy ludźmi? Czy
samoświadomość rzeczywiście jest czymś aż tak wspaniałym? Gdzie leży granica
między byciem człowiekiem i czy warto ją przekraczać? Ile tak naprawdę zależy
od nas, czy każda nasza decyzja tak naprawdę jest podejmowana świadomie? Czy cały
gatunek ludzki cierpi na swoiste ślepowiedzenie…
Narratorem tej fascynującej historii w
pierwszej części jest ktoś, komu w ramach walki z padaczką, wycięto kawałek
mózgu, zmieniając w beznamiętną maszynę do rejestrowania zachowań innych. Z
kolei „Echopraksja” koncentruje się na wycofanym z życia biologu terenowym,
odpowiedzialnym za śmierć tysięcy ludzi. W obu przypadkach wyobcowanie
bohaterów sprawdza się doskonale w kontakcie z obcymi, tak odmiennymi od gatunku ludzkiego, że aż
poza granicami pojmowania: „Ślepota z nieuwagi (…) taka skłonność oka do
niezauważania rzeczy, które ewolucyjne doświadczenie sklasyfikowała jako
nieprawdopodobne”.
Peter
Watts snuje opowieść o świecie przyszłości tak różnym od tego, co widzimy za
oknem, że równie dobrze mogłaby to być historia innego gatunku. Wszystko
zaczyna się, gdy w orbicie Ziemi pojawia się sześćdziesiąt dwa tysiące obiektów
nieznanego pochodzenia, pstryk, Ziemi zostaje zrobione zdjęcie, a obiekty
spalają się w atmosferze, nie pozostawiając po sobie śladu. Ludzkość staje przed
dylematem: czy pozostać biernym licząc
na to, że właściciel tak skomplikowanej technologii pozostawi nas w spokoju,
czy podjąć kroki w celu zbadania kto i po co strzelił nam fotkę?
Druga
opcja zwycięża i z Ziemi startuje statek z załogą tak zmodyfikowaną, że aż
nieludzką. Perypetie „Tezeusza” i jego załogi, to część pierwsza historii. Z
kolei „Korona cierniowa” jest statkiem, na którym rozgrywa się część drugiego
tomu. W obydwu przypadkach załodze
przyjdzie zmierzyć się z niepojętym, ale także
z własnymi demonami, napędzającymi pętle nienawiści i strachu. Trudno
jednak, by było inaczej w przypadku gdy obie załogi składają się z organizmów
poddanych wyrafinowanym modyfikacjom, napędzanych technologią, chemicznymi
formułami, znajdującymi się na granicy definicji człowieka. Załoga jako metafora, symbol zjednoczonego
świata, zjednoczonego w obliczu zagrożenia sprawdza się doskonale, dając
autorowi pretekst do tworzenia różnych modeli zachowań w obliczu
niebezpieczeństwa, idealnie pasujących do zachowań całej ludzkości.
Kanadyjski pisarz tworzy mocno przygnębiającą opowieść, kończącą
się zagładą jednego gatunku i powstaniem kolejnego, stanowiącego kolejny
stopień w drabinie ewolucji. Zarówno „Ślepowidzenie”, jak i „Echopraksja”
traktują człowieka jako jeden z wielu gatunków zwierząt, zamieszkujący ziemię.
Gatunek jedynie w swoim mniemaniu doskonały, tak naprawdę jednak będący
kawałkiem mięsa, wyposażonym w niezbyt dobrze działające oprogramowanie. Rozkwit
techniki i nauki nie przyniósł temu gatunku spokoju, lecz kolejne wojny, wieczne
niezadowolenie, ciągłą ucieczkę przed rzeczywistością. Systematyczna pogoń za
udoskonaleniami nie przyniosła ludziom nic poza stopniowym wyzbywaniem się
tego, co nazwalibyśmy człowieczeństwem.
Nietrudno
się zorientować, że „Ognisty deszcz” nie jest historią łatwą, stanowiącą
przykład sztampowej fantastyki koncentrującej się na opisie podboju kosmosu i
strzelaniu do obcych z fikuśnej broni. Watts tworzy wielowymiarową opowieść, a
jego niesamowita wyobraźnia kreuje przekonującą wizję spotkania ludzkości z
czymś tak zupełnie obcym, że przekracza to nasze wyobrażenie. Jednak wbrew
pozorom nie jest to także książka przesadnie trudna i odpychająca czytelnika
natężeniem detali, wyrafinowanego słownictwa czy też naukowego żargonu. To opowieść, której na
pewno nie przeczytacie w kilka godzin, wymagająca, ale zdecydowanie warta
poświęcenia tych paru wieczorów.