„Bezświt”, to ostatni tom trylogii wypełnionej pragnieniem
zemsty. Zaczynamy od uprzejmego przypomnienia dotychczasowych dokonań
bohaterki, by zaraz potem zostać wrzuconym w szaleńczą akcję, pełna krwi,
spisków oraz żądzy wendetty.
Pozornie Mia Corvere osiągnęła swój cel: widziała
śmierć zabójcy rodziców, w dodatku zadaną jej własną ręką. Niestety, okazuje
się, że Scaeva wyprzedzał ja zawsze o krok, a jego zabójstwo okazało się kolejnym
oszustwem, w dodatku sprawiającym, że cudem ocalały tyran zyskał niemalże
nieograniczoną władzę. Chciałoby się rzecz: stokrotne dzięki Mia… W rezultacie mściwa
zabójczyni po raz kolejny wpakowała się po samą szyję w niezłe tarapaty.
Mia w poprzednich dwóch tomach udowodniła, że jest „
(…) dziewczyną, która porzuciła wszelką szansę na normalne i szczęśliwe życie,
żeby pomścić rodziców (…) Jest nieustraszona. Jest tak zuchwała, że to
przechodzi wszelkie pojęcie”. Autor w pewnym momencie zorientował się jednak,
że zemsta jest może paliwem efektownym, ale wypalającym na tyle, że z człowieka
pozostaje sama skorupa, a trudno takowej sekundować w jej dokonaniach, nawet
najbardziej spektakularnych. Dlatego też trzeci tom jest również opowieścią o
utraconej i odzyskanej w niespodziewany sposób rodzinie, a także o miłości. Młoda
zabójczyni nagle staje się osobą, której zależy na innych, przez co staje się podatna
na zranienie, a więc także łatwiejsza do pokonania. Dzięki takiemu zabiegowi
bohaterka nie sprawie wrażenia niepokonanej Mary Sue, dzięki czemu zdecydowanie
łatwiej trzyma się za nią kciuki, nawet pomimo jej zdecydowanie parszywego charakteru.
Całość pruje do przodu, przez co niektóre sceny nie
mają szans, by pozostawić coś więcej, niż ukłucie żalu, a szkoda. To tom, w którym
żegnamy się z wieloma bohaterami na zawsze, przez co szkoda, że Kristoff nie
poświęcił na to pożegnanie więcej czasu. Akcja nie pozwala na odrobinę nudy, a
zakończenie jest naprawdę satysfakcjonujące, niwelując lekki niedosyt, jaki
pozostawił po sobie drugi tom. Historia czarnowłosej
zabójczyni nie jest wybitną literaturą, ale w kategorii niezłej rozrywki
stawiam ją całkiem wysoko. Autorowi udało się stworzyć ciekawą postać, nieźle
przemyślany świat i połączyć to we
wciągający miks, pełen okrucieństwa, przygody, kiepskich pomysłów swoich
bohaterów, a także wzruszających
momentów. Słowem, przyzwoita porcja fantastyki, nie tylko dla
nastoletnich czytelników.