wtorek, 3 marca 2020

Trzydzieści lat minęło…




Trudno w to uwierzyć, że „Wzlot Persopolis” rozgrywa się trzydzieści lat po wydarzeniach z ostatniego tomu kosmicznej sagi. Muszę przyznać, że nie potrafię jednoznacznie ustosunkować się do tego zabiegu, jaki zaserwowali nam autorzy. Z jednej strony jest to chwyt pozwalający na wpuszczenie odrobiny świeżego powietrza, z drugiej strony: niełatwo mi się przyzwyczaić do bohaterów, którzy borykając się z bolącymi kośćmi, marzą o emeryturze.

W najnowszej części cyklu załoga Rose to starzejący się ludzie, których coraz trudniej zapędzić do walki, nieco inaczej stawiający sobie priorytety, a także zdecydowanie inaczej podchodzący do kwestii tego, co w życiu się naprawdę liczy. Siwiejący Amos jednak średnio do mnie przemawia, więc odbiór całości miałam nieco niejednoznaczny. Jednak przesunięcie akcji o trzydzieści lat do przodu sprawia, że powoli możemy zapomnieć o zniszczeniach z poprzednich tomów, a także uwierzyć w potęgę armii budowanej skrycie na jednym z nowych światów.

Wydawać by się mogło, że emerytura Holdena i Naomi jest już tuż, tuż. Pomimo zaawansowanej technologii i medycyny, pozwalającej na przedłużenie ludzkiego życia i znaczną poprawę jego jakości, oboje odczuwają  już swój wiek. Sprzedaż statku Bobbie to pierwszy krok ku nowej i spokojniejszej przyszłości, jednak właśnie ten moment wybiera sobie wszechświat by ukazać potęgę armii zmierzającej do podbicia całego kosmosu. Powiedzcie sami: czy załoga Rose (niezależnie od planów emerytalnych) będzie bezczynnie przyglądać się temu, jak samozwańczy uzurpator spróbuje przejąć władzę nad wszystkimi planetami? „Teraz  chodzi o nas zjednoczonych przeciwko dupkom, którzy wyskoczyli ze swoich wrót po trzydziestu latach i uznali, że nagle wszystko należy się im”.

Holden to nadal facet, któremu trzeba mówić głośno i wyraźnie, że  „nie uczyni pan wszechświata takim, jakim chce pan go widzieć, tylko przez wypowiedzenie swoich życzeń. I żyją w nim też inni ludzie”. Wydawałoby się, że te kilkadziesiąt lat na karku sprawi, że zniknie idealista narażający siebie i innych w imię wyższych, niezbyt sprecyzowanych idei. Jednak nie, Holden któryś raz z rzędu pakuje się w sam środek kosmicznej kabały. Choć trzeba przyznać, że tym razem nie jest to skok z zamkniętymi oczami. Za swoim kapitanem podąża ponownie cała załoga, po raz kolejny kładąc swoje życie na szali. Dla niektórych będzie to ostatnia wyprawa…

Nie ukrywam, że akurat ten tom nie będzie moim ulubionym. Jednak trzeba przyznać, że użycie nowego zagrożenia, przywołanie starego, zaznaczenie kilku nowych tropów, a także wprowadzenie nowych bohaterów dało w rezultacie ciekawą mieszankę, którą  z przyjemnością przeczytałam. Mam jednak nadzieję, że moi bohaterowie dożyją zakończenia cyklu, który z kolei nie będzie przesadnie przeciągany i pojawi się w przeciągu kilku tomów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz