czwartek, 20 grudnia 2018

Na granicy zagłady



          Powitajmy znów człowieka-katastrofę i jego niezrównaną załogę. Dokonania z pierwszego tomu sprawiły, że James Holden i jego ekipa cichutko starają się egzystować na marginesie wydarzeń, tak by nie zwracać na siebie zbytnio uwagi. Jednak mówimy tutaj o Holdenie: facecie, który nie potrafi wytrzymać, by co rusz nie informować wszechświata o odkryciu jakiegoś spisku lub  wmieszać się w coś paskudnego.

         Tak jest i tym razem: na jednym z księżyców Jowisza, miejscu produkowania żywności dla większości układu pozaziemskiego, pojawia się dziwaczny stwór, który najpierw wyrzyna elitarną jednostkę ONZ, by chwilę potem spektakularnie wyrżnąć także komandosów z Marsa. Starcie na powierzchni księżyca zwiastuje zaostrzenie ledwo uładzonego konfliktu. Mars, Ziemia i Pas znów podejrzliwie na siebie patrzą, zastanawiając się, kto stoi za tym tajemniczym atakiem.
         Na szczęście w tomie drugim nareszcie pojawiają się silne i interesujące bohaterki. Bobbie, marsjańska marines oraz Avasarala, niezwykle uparta i denerwująca zastępca podsekretarza rządu ONZ. Obie bohaterki są świetnie nakreślonymi, w pełni wiarygodnymi postaciami, mającymi ogromne znaczenie dla fabuły. Autorzy postanowili rozwinąć także postać Naomi, która przestaje być tylko obiektem westchnień Holdena.
         Nowym bohaterem jest także naukowiec Praks, który przyłącza się do Holdena, by odnaleźć swoją zaginioną córeczkę. Jego wątek przynosi najwięcej wzruszających momentów, ale także doskonale obrazuje, jak wojna wpływa na zwykłych ludzi, zamieszanych przypadkiem w knowania potężnych i możnych tego kosmosu (bo nie świata przecież).
         Akcja ponownie rzuca nas po całym kosmosie, z naciskiem na Ziemię, gdzie fabuła koncentruje się na polityce. Tutaj niezrównanym przewodnikiem jest Avasarala, której cięty język i wredne usposobienie stanowią ciekawy kontrapunkt dla smutnych panów w garniturach, debatujących o losach ludzkości. Zdecydowanie interakcje międzyludzkie są mocną stroną „Wojny…”.
         „Wojna Kalibana” znów niesie ze sobą nieskrępowaną radość z lektury, gdzie wątki logicznie się domykają, bohaterów da się lubić, świat przedstawiony jest ciekawy i przemyślany, a intryga wciągająca. Może i kilka rozwiązań fabularnych zdaje się nieco wysilonych, zagadka stanowiąca napęd fabuły nie jest przesadnie trudna, a ilość kosmicznych potyczek nieco przytłacza, nie zmienia to jednak faktu, że całość czyta się świetnie, choć nie rewelacyjnie.

Ps. Pajęczyny z bloga odkurzone, mam nadzieję, że taka przerwa mi się już nie przytrafi ;)

1 komentarz: