Jeżeli zjedliście już wszystkie pierogi, to
może znajdziecie chwilkę, by rzucić okiem na tekst o najnowszym tomie przygód
Czerwonego Rycerza.
Za naszym bohaterem wygrana batalia, a
przed nim kolejne walki, potyczki, większe i mniejsze intrygi, a nad tym wszystkim
majaczy cień potężnego Wroga, który macza palce dosłownie w każdym wyzwaniu
stającym przed Gabrielem. Walka zdaje się nie mieć końca, zataczając coraz
szersze kręgi…
„Plaga mieczy” nie odbiega niczym od poprzednich
części sagi „Syna Zdrajcy”: tekst napakowany akcją po ostatnią linijkę, sarkastyczne
dialogi, liczne i dobrze napisane sceny walki, czarny humor wprowadzany dla
zrównoważenia licznych scen okrucieństwa, a także liczne grono bohaterów, do których
czytelnik czuje, mniejszą lub większą, ale zawsze sympatię. Kapitan i jego towarzysze
to nadal pokręceni jak szalone żmije bandyci, ale nadal są nieludzko odważni,
lojalni i potrafią przelewać za siebie krew.
Cameron nie tylko rozbudowuje
charaktery swoich postaci, ale także wprowadza nowe lub oddaje im więcej pola
do popisu, jak choćby w przypadku pięknej i zdradzieckiej Ireny, której
przyjdzie wieść żywot zupełnie mało cesarski… Niektórych ucieszy wiadomość, że autor
zdecydował się także na odsunięcie na daleki plan pewnej pięknej mniszki,
zdecydowanie najmniej ulubionej przeze mnie postaci.
W tej części zdecydowanie więcej jest
magii, pojawia się także wątek marynistyczny (któremu zawdzięczamy liczne sceny
z udziałem morskich potworów), pisarz wprowadził także motywy rodem z filmów o
zombie, tyle że w średniowiecznej dekoracji. Jak widzicie, nie można narzekać
na brak atrakcji i fajerwerków fabularnych.
Całkiem miło było powrócić do tego
mrocznego uniwersum, choć nie ukrywam, że chciałabym już zobaczyć, jaki pomysł
ma Cameron na zwieńczenie swojej sagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz