Jako klasyczny
nerd nie mogłam sobie odmówić lektury „Mordobicia”, historia wieloletniej
rywalizacji pomiędzy dwoma największymi wydawnictwami komiksowymi? Biorę w
ciemno!
Reed Tucker nie
jest może wybitnym pisarzem, ale wszelkie niedostatki warsztatowe wynagradza
czytelnikowi entuzjazmem i prawdziwą pasją. Zdecydowanie brakowało mi
opracowania dotyczącego komiksów, stworzonego przez prawdziwego fana, a nie
wynajętego, pierwszego z brzegu dziennikarza, który pisze w ramach zwykłego
odbębniania wierszówki. W dodatku takiego miłośnika komiksów, który odrobił
porządnie swoje zadanie, poświęcając sporo czasu na research, dosłownie
szpikując tekst ciekawostkami i informacjami.
Tucker stworzył
rzetelną kronikę rywalizacji dwóch gigantów, nie da się jednak ukryć, że serce
dziennikarza zdecydowanie bije mocniej dla Marvela, stąd miłośnicy Batmana i
Supermana mogą nie zapałać do tej książki tak dużą sympatią, jak ja:
zdecydowanie stawiająca Marvela ponad DC. Nie znaczy to jednak, że autor nie
jest obiektywny w opisach zmagań, walk o wpływy i rynek, czy też czasami tylko o
przetrwanie w trudnym świecie komiksowym. Stara się jak może oddać
sprawiedliwość każdemu z wydawnictw.
Jego opowieść,
obejmująca kilkadziesiąt lat, jest naprawdę fascynująca i wciągająca od pierwszej strony, dając
ogląd nie tylko na amerykański rynek wydawniczy, ale także szeroki przekrój społeczny,
sytuację mniejszości oraz amerykańskich kobiet na przestrzeni tych wszystkich
lat. „Mordobicie” pokazuje nie tylko, jak zmieniał się pogląd na same komiksy,
ale także jak trudną drogę przebyła sama popkultura, stopniowo wspinająca się
na sam szczyt i zdobywająca tytuł królowej rozrywek.
Amerykański
dziennikarz oddał także hołd twórcom nieśmiertelnych już komiksów, opisując
rysowników, scenarzystów i wydawców. Poświęcając im przynajmniej kilka stron,
sprawił, że nazwiska widoczne na okładkach, ożyły
i przybrały postać rzeczywistych ludzi, z wszelkimi słabostkami, wadami, ale także ogromnym talentem. Przez kolejne kartki paradują przed naszymi oczami doprawdy nadzwyczajne indywidua, dokładające swoją cegiełkę do legendy któregoś z wydawnictw.
i przybrały postać rzeczywistych ludzi, z wszelkimi słabostkami, wadami, ale także ogromnym talentem. Przez kolejne kartki paradują przed naszymi oczami doprawdy nadzwyczajne indywidua, dokładające swoją cegiełkę do legendy któregoś z wydawnictw.
„Mordobicie” na
szczęście jest wolne od wszelkich wad, które sprawiły, że „Niezwykłą historię
Marvel Comics” czytało mi się tak ciężko: nie jest przegadana, autor
powstrzymał się od suchych wyliczanek: co kto i kiedy, stawiając na
skondensowaną formę przekazu, pełną ciekawych i zabawnych anegdotek. Zamiast
przynudnawej opowieści z setką nazwisk i postaci komiksowych, otrzymujemy zwartą
i wciągającą opowieść, zabierającą nas w sam środek tworzenia dwóch imperiów
wydawniczych.
Truizmem będzie
stwierdzenie, że książka Tuckera jest obowiązkową pozycją dla każdego miłośnika
komiksów, ale obawiam się, że taki truizm muszę wygłosić: zatem wszyscy fani
szeroko rozumianej pop-kultury do księgarni marsz!
Komiks przeczytałam dzięki
współpracy Śląskich Blogerów Książkowych
z PR ART MEDIA.
z PR ART MEDIA.
Że też kompletnie nie kumam czaczy z całym tym Marvelem i DC! Brałabym w ciemno :)
OdpowiedzUsuńJako wychowana na Marvelu klasyczna nerdzica trochę czacze już kumam ;) ale i tak "Mordobicie"wiele kwestii wyjaśniło. Jak chcesz, to mogę pożyczyć ;)
Usuń