sobota, 2 września 2017

Wakacje z piekła rodem




Dwa zaprzyjaźnione małżeństwa wybierają się razem na wakacje. Szybko okazuje się, że nie był to najlepszy pomysł. Kłamstwa, intrygi, uprzedzenia, toksyczne relacje- to wszystko musi doprowadzić do tragicznego finału.
„Siracusa”, to jedna z tych książek, które obiecują wiele, ale niestety kończy się na obietnicach.
Smakowicie zapowiadająca się opowieść o popapranych wczasowiczach zaczyna się obiecująco, lecz szybko traci impet i zmienia się w wydumaną obyczajówkę, z niespełnionymi ambicjami.

Autorka zaczęła dobrze: pokrótce charakteryzując czwórkę bohaterów, z którymi wyprawiła nas na wakacje. Lizzie jest głodną życia, żoną sławnego męża, niegdyś odnoszącą całkiem znaczące sukcesy na polu zawodowym, lecz obecnie wegetująca raczej na jego marginesie. Jej mąż Michael, oprócz bycia słynnym pisarzem, jest także zdradzającym żonę dupkiem, w dodatku tchórzliwie uciekającym od kochanki, próbującym zagłuszyć wyrzuty sumienia wpychając swoją żonę w ramiona dawnego przyjaciela.

Nie lepiej wygląda sytuacja w drugim małżeństwie, w którym piękna Taylor, będąca typową żoną-ozdobą, chorobliwie wręcz koncentruje się na córce, zaniedbując męża. Ten z kolei podrywa wszystko, co się rusza, wypija morze alkoholu i wypatruje okazji, by zaciągnąć Lizzie do łóżka.

Taki układ nie wróży nic dobrego, zwłaszcza że poszczególni uczestnicy wycieczki nie pałają do siebie sympatią. No i nie zapominajmy o Snow, dziwacznym i milczącym dziecku Finna i Tylor. Ephron po kolei oddaje głos małżonkom, budując tym czworo głosem swoją opowieść. Niestety, żadna z tych postaci nie jest przekonująca, szczególnie widać to w wypowiedziach Taylor, nieudolnie kreowanej na bogatą snobkę. Najgorzej jednak wypada Snow, mająca być tajemniczą i niejednoznaczną bohaterką, szarą eminencją, a tak naprawdę będąca zlepkiem kilku denerwujących cech, połączonych w koszmarną i  mało przekonującą całość.

W połowie książki domyślamy się jej końca i to jest jej największy grzech, bo zdołałabym przełknąć tych miałkich bohaterów, udających wielkie namiętności, gdyby zaserwowano mi jakieś zaskakujące rozwiązanie ich smętnych perypetii. Jednak autorka dosyć szybko podsuwa nam pod nos  kilka tropów. Ba! Dostajemy tymi tropami po głowie, gdyby to była sztuka Czechowa, na kominku wisiałaby wyrzutnia rakiet, zamiast strzelby, takie to wszystko subtelne…


Recenzja powstała w ramach współpracy grupy Śląskich Blogerów Książkowych  z Grupą Wydawniczą Foksal. 

2 komentarze:

  1. to ponoć thriller psychologiczny... jakoś z thrillerem nie miała ta książka nic wspólnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, chyba obie dałyśmy się nabrać opisowi z okładki:P też już jesteś po lekturze?

      Usuń