piątek, 18 sierpnia 2017

Szaleństwo smoczej krwi



Moi drodzy: tak się tworzy wielowątkowe, wciągające jak diabli, porządne fantasy!
W „Ogniu przebudzenia” nawet najbardziej oklepane motywy nabierają świeżości, tworząc całość przekonującą do siebie nawet najstarszych książkowych wyjadaczy.

Wydawać by się mogło, że niewiele już można powiedzieć odkrywczego w tematyce smoków: czytaliśmy już o gadających smokach, mechanicznych, tresowanych i tych, których dzikość budziła lęk w wielu sercach. Białołęcka, Novik, Swanwick, czy też McCaffrey stworzyli niezapomniane opowieści, w których te ogromne gady odgrywały kluczową rolę; co więc nowego w tym temacie daje czytelnikowi Anthony Ryan?

Autor „Pieśni krwi” tworzy uniwersum,  którym kluczową rolę odgrywają nie tyle smoki, ile ich krew właśnie. Dzięki temu „produktowi” pozyskiwanemu poprzez mordowanie smoków możliwe jest wytwarzanie eliksirów dających ponadludzkie możliwości. Krew zielonych zwiększa siłę i szybkość, krew czerwonych daje panowanie nad ogniem, niebieskich pozwala wpadać w trans telepatyczny, z kolei krew czarnych smoków daje umiejętność „niewidzialnej ręki”, paraliżującej lub odpychającej ludzi i przedmioty.

Z cennych właściwości smoczej krwi mogą korzystać jedynie Błogosławieni, którzy przeszli Próbę Krwi, co nie zmienia faktu, że zapotrzebowanie na tę cenną ciecz jest ogromne. I to stanowi właśnie największy problem świata zbudowanego w oparciu o magię smoczej krwi: kontrolowane przez Żelazny Syndykat Handlowy dzikie terytoria przynoszą coraz mniej „produktu”. Z kolei smoki hodowane w niewoli dają krew gorszej jakości, a same szybko umierają, nie mnożąc się lub wydając na świat słabowite potomstwo. Widmo świata, w którym Błogosławieni nie będą mieli z czego korzystać, jest coraz bliższe…

W takim układzie pojawienie się plotki o mitycznym białym smoku, którego krew jest cenniejsza, niż wszystkie inne razem wzięte, rozpala wyobraźnię nie tylko zarządu Syndykatu Handlowego. Zmontowanie ekipy, mającej odnaleźć mityczne zwierzę, to tylko kwestia czasu i determinacji. I tak przechodzimy do bohaterów, którymi stoi „Ogień przebudzenia”: zabójczo skutecznego szpiega Protektoratu Lizanne, porucznika na krążowniku Syndykatu Corricka i niezarejestrowanego Błogosławionego, a zarazem drobnego kryminalisty Claydona. Tej trójce oraz ich towarzyszom przyjdzie zmierzyć się z pradawnym zagrożeniem,   a także zwalczyć o przetrwanie ich dotychczasowego świata.

Ryan stworzył bardzo rozbudowane i dopracowane uniwersum, przypominające
XIX- wieczną Europę, doprawioną jedynie sporą dawką magii i feminizmu. Stąd nikogo nie dziwią silniki napędzane smoczą krwią, czy też kobiety na wysokich stanowiskach kierowniczych. Całość podlewana idealnie wyważona dawka okrucieństwa, humoru i tajemnicy.

Narracja oddawana jest po kolei naszej trójce protagonistów, dzięki czemu autor ma możliwość urywania akcji w najciekawszym momencie i przeskakiwania do olejnej postaci. Jest to zabieg nieco wredny, ale niezwykle skuteczny i nadający całości sporą dynamikę. Kolejne strony przewracają się praktycznie same.

Dopracowani bohaterowie tylko czasami sprawiają wrażenie niepokonanych, ale Ryan dba, by odpowiednio ich zmaltretować, tak byśmy martwili się o ich losy za każdym razem, gdy pakują się w jakieś tarapaty. Czasami jedynie można westchnąć z niecierpliwieniem, gdy
„w ostatniej chwili” udaje się uciec śmierci sprzed kosy lub raczej smokowi sprzed zębów, ale Ryan, to nie Martin i nie morduje swoich postaci już w pierwszym tomie.


Klimatyczne i wciągające tomisko zapewnia godziwą rozrywkę, pozwalając z niecierpliwością wyczekiwać kolejnej części, choć nie ukrywam, że nadal moja sympatia leży po stronie smoków i to im cicho sekunduję…

4 komentarze:

  1. Smoki znane są mi tylko z "Pieśni Lodu i Ognia" Goerga R.R. Martina :) Ale zawsze jestem na tak dla takich elementów! Dodają trochę magii do naszego życia!

    Pozdrawiam,
    www.thousand-kilometers.blogspot.nl

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj dosłownie dodają magii, gdyż jest ona możliwa tylko dzięki ich krwi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię dopracowane światy stworzone w głowie pisarzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zdecydowanie polecam "Ogień przebudzenia", uniwersum jest naprawdę rzetelnie dopracowane i realistycznie przedstawione, nawet jeżeli nie zbudowane od zera w głowie autora ;)

      Usuń