poniedziałek, 23 lipca 2018

Kosmos zaraz wybuchnie...



 Seria „Expanse” to jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy najpierw zauroczył mnie serial, a dopiero potem zdecydowałam się sięgnąć po książkę, by skonfrontować wizję twórców z materiałem wyjściowym.

Zacznijmy od tego, że mimo iż obejrzałam wszystkie sezony serialu, to książkę pochłonęłam błyskawicznie, przewracając kolejne strony z niecierpliwością, chociaż doskonale widziałam, jak dana scena się zakończy. Pomimo tego, autorzy (S.A. Corey to pseudonim dwóch amerykańskich pisarzy- Daniela Abrahama i Tya Francka) potrafili mnie wciągnąć w wykreowany przez siebie świat na tyle, że nie miało to dla mnie znaczenia.

W „Przebudzeniu Lewiatana” pozornie mamy do czynienia z klasycznym s-f. Przyszłość, w której wszechświat jest coraz śmielej podbijany, chociaż barierą są nadal gwiazdy. Ludzie zasiedlili już Marsa, a także Pas Asteroid, gdzie zamieszkuje już prawie sto milionów ludzi. Pasiarze, traktowani z lekką pogardą przez Marsjan i Ziemię, w toku ewolucji znacznie zmienili wygląd, dostosowując się do braku ciążenia i ekstremalnych warunków w Pasie, tak naprawdę zmieniając się w nowy gatunek. Z kolei Mars jest potęgą militarną, a Ziemia kolebką ludzkości, zazdrośnie dzierżącą ten tytuł i podejrzliwie spoglądającą w gwiazdy, na coraz potężniejszego Marsa oraz nieobliczalnych Pasiarzy. I w takiej rzeczywistości poznajemy naszych głównych bohaterów: młodego idealistę Jamesa Holdena i cynicznego detektywa Millera.

Holden jest prawdziwym romantykiem, rodem z podręczników dla kadetów, przekonanym, że wystarczy mówić prawdę i czynić dobro, a wszystko się jakoś ułoży. Nietrudno się domyślić, że szybko okaże się, że ideały Holdena nie przystają do otoczenia, w jakim żyje. Z kolei Miller, kreujący się na skończonego cynika i zimnego drania, pod maską zmęczonego życiem faceta, skrywa zupełnie inne oblicze, co również średnio mu się przysłuży… Jeden szukający zemsty za zniszczenie jego statku, drugi poszukujący tajemniczej dziewczyny- obaj zmienią otaczający ich świat, nieodwracalny sposób.

Całość, pomimo iż rozgrywa się w kosmosie, ma duszną i klaustrofobiczną atmosferę. To rzeczywistość, w której ludzie stłoczeni są w małych statkach kosmicznych, niewielkich kapsułach, czy też zasiedlają wydrążone w skale miasta. Duże brawa za stworzenie rzeczywistego, spójnego świata, podzielonego na trzy frakcje: Ziemia, Mars i Pas. Ich mieszkańcy żyją dosłownie na tykającej bombie, wystarczy zaledwie pretekst, by kosmos wybuchł, a ludzkość pogrążyła się w niekończącej się wojnie. Takim pretekstem może być James Holden i jego znalezisko…

„Przebudzenie…” czytało mi się znakomicie, pomimo kilku usterek, choćby w postaci dramatycznego braku pełnokrwistych postaci kobiecych. W całej książce występuje zaledwie kilka kobiet, z czego dwie sprowadzone są w gruncie rzeczy do roli love interest naszych kosmicznych zabijaków. Nie zaszkodziłoby nieco popracować nad tymi niedociągnięciami, chociaż autorzy mogą w ten sposób nawiązywać do klasyki s-f. Miejmy nadzieję, że ta kwestia zostanie poprawiona w kolejnych tomach, na które czekam z niecierpliwością.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz