Olimp, gdzie greckie bóstwa walczą ze sobą
przy pomocy nowoczesnej broni, oblegana przez Greków Troja, w której na
porządku dziennym są lasery, teleporty i sztuczna inteligencja, a także
opustoszała Ziemia przyszłości, na której garstka ocalałych ludzi walczy z
tajemniczymi potworami, które z wiernych sług, zmieniły się nagle w żądne krwi
monstra. Witajcie w pokręconej rzeczywistości „Olimpu”.
„Ilion” dobitnie
pokazał skalę kreatywnego szaleństwa pisarza, który nie waha się tworzyć świata
zaludnionego przez bogów, greckich herosów, postludzi potwory, biomechaniczne
istoty, czy też dinozaury… Co najważniejsze jednak: to wszystko składa się w
spójną i sensowną całość, odwołującą się w dodatku do klasyki literatury, czy
też kultury. Niewielu jest pisarzy zdolnych do czegoś takiego…
W „Olimpie” wracamy
do bohaterów z pierwszego tomu dylogii: wskrzeszonego przez bogów olimpijskich
XX-wiecznego znawcę „Iliady” Thomasa Hockenberrego, sprowadzonego na Marsa w
roli obserwatora odgrywanego właśnie tam oblężenia Troi; będącego jednym z
niewielu ludzi zainteresowanych czymś poza czczą rozrywką Harmana, a także
czterech organizmów biomechanicznych, (nazywanych Morawcami), próbujących
zidentyfikować tajemnicze anomalie, mogące zagrażać całemu kosmosowi. Te trzy
grupy wkrótce się spotkają, w
przedziwnej misji ratowania wszechświata.
Simmons nie jest
pisarzem prowadzącym czytelnika za rączkę. Wręcz przeciwnie, to twórca
wrzucający odbiorcę w sam środek akcji, w świat, którego reguły poznaje się
mozolnie i niekoniecznie na samym początku powieści, czasami będąc mocno
zdezorientowanym do końca opowieści. Nie inaczej jest z „Olimpem”, w którym np.
główny antagonista pojawia się znikąd i równie tajemniczo znika, a my
dowiadujemy się o nim naprawdę niewiele. Ten sposób tworzenia świata
przedstawionego nie każdemu może przypaść do gustu, zwłaszcza gdy należy się do
grona czytelników preferujących jasne i wyraźne reguły, przekazane na samym
początku opowiadanej historii.
In
minus należy jednak wymienić niewątpliwie kilka rzeczy.
Najbardziej drażniące były spowolnienia akcji w postaci dialogów Morawców,
zafascynowanych Szekspirem i Proustem. Cenię niezmiernie obu geniuszy pióra,
jednak kilkustronicowe wywody na temat ich twórczości, wklejone w sam środek
gwałtownych zmian akcji, nieco wybijały mnie z rytmu. Część kwestii pozostała niewyjaśniona,
a bardzo się o to prosiła, głównie chodzi o działanie technologii. Trudno też
powiedzieć, że wątek Kalibana i Setebosa został rozwiązany w satysfakcjonujący
sposób. Momentami dawało się tez odczuć znużenie autora opowiadana nam historią
i pragnienie domknięcia, jak najszybciej całości, co odbiło się nieco na końcówce powieści.
„Olimp”
dostarcza niewątpliwie specyficznych doznań czytelniczych i nie każdemu
przypadnie do gustu.
Rozbudowana i
wielowątkowa historia rozgrywa się w kilku lokacjach, dzieląc uwagę czytelnika
między światem bogów i ludzi, które w końcu ścierają się ze sobą w
spektakularnej walce. Wymienianie Homera, jako inspiracji jest oczywistą
oczywistością, ale Simmons nie waha się nawiązywać do Szekspira, Prousta, Shelleya, Verne’go czy
też Lovecrafta. Również miłośnik popkultury znajdzie tutaj wiele smaczków dla
siebie. A wszystko to opisane plastycznym, ekspresyjnym językiem, czasami
nadużywającym wulgaryzmów, ale zawsze bardzo sugestywnym.
Lubię! Czytałam, ale zdecydowanie chcę przeczytać jeszcze raz, a dlaczego?
OdpowiedzUsuńhttp://mcagnes.blogspot.com/2014/07/olimp-dan-simmons-do-powtorki.html
Aha, a "Ilion" po raz pierwszy do przeczytania.
To lecę do Ciebie, ciekawa Twoich wrażeń :)
Usuń