„W serii Mundus
ukazują się najciekawsze zagraniczne tytuły literatury faktu. To teksty
najlepszych reportażystów i dociekliwych obserwatorów współczesnego świata. (…)
Prezentowane w serii książki (…) łączy rzetelne podejście do tematów i żywy,
literacki język”.
Tyle w kwestii
autoprezentacji, dokonanej przez wydawnictwo odpowiedzialne za wypuszczenie serii
Mundus na światło dzienne. A jak wygląda próbka reprezentacyjna w postaci
trzech tytułów?
Sięgając po „Anglików. Przewodnik podglądacza” nie miałam
wygórowanych oczekiwań, liczyłam na niezbyt wymagającą, ale też niegłupią
rozrywkę i na szczęście się nie zawiodłam.
Matt Rudd okazał
się całkiem znośnym gawędziarzem, który z sympatią, ale także dużą dawką
złośliwości, komentuje życie codzienne Anglików. Prowadzi nas kolejno od salonu,
przez kuchnię, ogród aż do sypialni. W każdym z tych miejsc zatrzymując się
ostatecznie długo, by móc podzielić się z nami swoimi, przeważnie mocno
wrednymi, spostrzeżeniami na temat angielskiej natury, angielskiego sposobu patrzenia
na świat i angielskiej tradycji.
„To nie jest podróż geograficzna po naszym
kraju, lecz po naszym życiu. Będziemy węszyć i myszkować po domach, biurach i
miejscach, do których wybieramy się w weekendy. Będziemy się przyglądać temu,
jak gotujemy, jemy, prowadzimy samochód, pracujemy, śpimy i, hm, co tam
niektórzy z nas jeszcze robią w łóżku.” Rudd nie rości sobie pretensji do bycia
szczególnie odkrywczym w swoich spostrzeżeniach, czy też nie prowadzi
przesadnie szczegółowych badań, na potwierdzenie kąśliwych konstatacji,
dotyczących angielskiej natury. „Anglicy…” nie pretendują do miana dziennika
badawczego, lecz są raczej zbiorem dowcipnych felietonów, których autor
doskonale się bawił, w trakcie ich pisania. Część z tej zabawy przełożyła się
bezpośrednio na odczucia czytelnika, chociaż nie zawsze humor jest najwyższych
lotów, a kilka akapitów, to naprawdę wysilone dowcipy.
Kilka godzin
spędzonych na eksplorowaniu tajemnic brytyjskiej duszy, to czas, którego nie
żałuję. Tak samo, jak godzin spędzonych na dużo poważniejszej lekturze, czyli
„Ameryce po nordycku”. Autorka, Anu Partanen stworzyła wciągająca analizę dwóch
modeli społeczeństw: fińskiego i amerykańskiego, skutecznie obalając mit na
temat amerykańskiego snu.
Anu, to fińska
dziennikarka, która wychodząc za Amerykanina, zdecydowała się na zamieszkanie w
jego ojczyźnie, nie zdając sobie sprawy, z tego, jak trudno będzie jej żyć w
miejscu, który traktuje swoich obywateli zupełnie inaczej, niż kraje nordyckie.
Nowa rzeczywistość obfituje w ciągłe zderzenia z odmienną mentalnością,
niemalże każdy aspekt amerykańskiego życia zdaje się drastycznie odbiegać od
standardów, do jakich przywykła Partanen i to zdecydowanie na niekorzyść.
„Ameryka po
nordycku” jest drobiazgowym zestawieniem strategii rozwoju, szkolnictwa, służby
zdrowia, strategii biznesowych, a nawet wartości rodzinnych prezentowanych
przez Amerykańskie i skandynawskie społeczeństwo. Zebrana, naprawdę imponująca,
bibliografia pokazuje naprawdę dramatyczne różnice w postrzeganiu tego, jak
powinno funkcjonować państwa. Autorka bezlitośnie odsłania wszelkie słabe
strony systemu skazującego swoich obywateli na samotność w walce z chorobą,
segregującego dzieci według majątku ich rodziców, a także pozwalającego na
umieranie ludziom, których nie stać na absurdalnie drogie leczenie.
Książka fińskiej
dziennikarki jest mocnym głosem, namawiającym do zastanowienia się nad tym, co
poszło nie tak i kiedy american dream,
zmienił się w american nightmare.
„Koń doskonały” jest w tym zestawieniu pozycją
najnudniejszą i najgorzej napisaną . Autorka nie stroni od patosu najcięższego
kalibru, nie waha się sięgać po melodramatyczne wtręty, przez co sążne kawałki
jej książki są niezmiernie kiczowate. Ciekawy pomysł, by opowiedzieć historię
II wojny światowej, z niecodziennego punktu widzenia, rozbił się o fatalne
wykonanie.
Akcja ratunkowa,
mająca ocalić polskie araby ze stadniny w Janowie Podlaskim, to historia rodem
z filmów Disneya: naziści chcący przejąć wspaniałe zwierzęta i stworzyć z nich
doskonałą rasę koni wojskowych, czerwonoarmiści gotowi przerobić konie na posiłki dla wygłodniałej
armii, a między nimi amerykański oddział gotowy do największych poświęceń, byle
tylko cenne konie nie wpadły w łapy wroga. Ten materiał został jednak
zmarnowany przez Elizabeth Letts, która stworzyła z niego opowieść przeładowaną
kiczem, tanimi chwytami oraz scenami obliczonymi na wywołanie
wzruszenia.
Mundus jest
ciekawą propozycją, skierowaną do czytelnika głodnego informacji o świecie, ale
niekoniecznie przywiązanego do akademickiego języka, czy też filozoficznych
rozważań. Pozycje przeze mnie wybrane okazały się nieco lżejszym kalibrem
literatury faktu i nawet uwzględniając wpadkę, jaką okazała się dla mnie
książka Elizabeth Letts, to z pewnością będę obserwować, jak dalej potoczą się
losy tej serii.
Książki
przeczytałam dzięki współpracy Śląskich Blogerów Książkowych z Wydawnictwem
Uniwersytetu Jagiellońskiego
Trochę smutek, że "Koń doskonały" nie jest najlepszą lekturą, chciałam to przeczytać.:/
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o historię lipicanów, to osobiście polecam "Czystą białą rasę" Franka Westermana (w ogóle tytuł tej ksiązki należy do moich ulubionych). Tam ujęcie jest szersze, bo obejmuje właściwie historię rasy od założenia do współczesności oraz sporo osobistych wspomnień, ale najwięcej miejsca autor poświęcił właśnie dziejom wojennym tych koni. Czyta się to bardzo dobrze.:)
To super, bo sama historia wydawała mi się bardzo ciekawa, więc chętnie zajrzę do książki kogoś, kto tak spektakularnie nie zmaścił tematu ;)Dzięki za info, tytuł leci do kajetu z książkami do zdobycia ;)
Usuń