sobota, 27 stycznia 2018

Angielski styl życia, amerykańska służba zdrowia i naziści kradnący konie, czyli seria Mundus w sporej odsłonie.



„W serii Mundus ukazują się najciekawsze zagraniczne tytuły literatury faktu. To teksty najlepszych reportażystów i dociekliwych obserwatorów współczesnego świata. (…) Prezentowane w serii książki (…) łączy rzetelne podejście do tematów i żywy, literacki język”.

Tyle w kwestii autoprezentacji, dokonanej przez wydawnictwo odpowiedzialne za wypuszczenie serii Mundus na światło dzienne. A jak wygląda próbka reprezentacyjna w postaci trzech tytułów?


Sięgając po  „Anglików. Przewodnik podglądacza” nie miałam wygórowanych oczekiwań, liczyłam na niezbyt wymagającą, ale też niegłupią rozrywkę i na szczęście się nie zawiodłam.
Matt Rudd okazał się całkiem znośnym gawędziarzem, który z sympatią, ale także dużą dawką złośliwości, komentuje życie codzienne Anglików. Prowadzi nas kolejno od salonu, przez kuchnię, ogród aż do sypialni. W każdym z tych miejsc zatrzymując się ostatecznie długo, by móc podzielić się z nami swoimi, przeważnie mocno wrednymi, spostrzeżeniami na temat angielskiej natury, angielskiego sposobu patrzenia na świat i angielskiej tradycji.

 „To nie jest podróż geograficzna po naszym kraju, lecz po naszym życiu. Będziemy węszyć i myszkować po domach, biurach i miejscach, do których wybieramy się w weekendy. Będziemy się przyglądać temu, jak gotujemy, jemy, prowadzimy samochód, pracujemy, śpimy i, hm, co tam niektórzy z nas jeszcze robią w łóżku.” Rudd nie rości sobie pretensji do bycia szczególnie odkrywczym w swoich spostrzeżeniach, czy też nie prowadzi przesadnie szczegółowych badań, na potwierdzenie kąśliwych konstatacji, dotyczących angielskiej natury. „Anglicy…” nie pretendują do miana dziennika badawczego, lecz są raczej zbiorem dowcipnych felietonów, których autor doskonale się bawił, w trakcie ich pisania. Część z tej zabawy przełożyła się bezpośrednio na odczucia czytelnika, chociaż nie zawsze humor jest najwyższych lotów, a kilka akapitów, to naprawdę wysilone dowcipy.

Kilka godzin spędzonych na eksplorowaniu tajemnic brytyjskiej duszy, to czas, którego nie żałuję. Tak samo, jak godzin spędzonych na dużo poważniejszej lekturze, czyli „Ameryce po nordycku”. Autorka, Anu Partanen stworzyła wciągająca analizę dwóch modeli społeczeństw: fińskiego i amerykańskiego, skutecznie obalając mit na temat amerykańskiego snu.


Anu, to fińska dziennikarka, która wychodząc za Amerykanina, zdecydowała się na zamieszkanie w jego ojczyźnie, nie zdając sobie sprawy, z tego, jak trudno będzie jej żyć w miejscu, który traktuje swoich obywateli zupełnie inaczej, niż kraje nordyckie. Nowa rzeczywistość obfituje w ciągłe zderzenia z odmienną mentalnością, niemalże każdy aspekt amerykańskiego życia zdaje się drastycznie odbiegać od standardów, do jakich przywykła Partanen i to zdecydowanie na niekorzyść.

„Ameryka po nordycku” jest drobiazgowym zestawieniem strategii rozwoju, szkolnictwa, służby zdrowia, strategii biznesowych, a nawet wartości rodzinnych prezentowanych przez Amerykańskie i skandynawskie społeczeństwo. Zebrana, naprawdę imponująca, bibliografia pokazuje naprawdę dramatyczne różnice w postrzeganiu tego, jak powinno funkcjonować państwa. Autorka bezlitośnie odsłania wszelkie słabe strony systemu skazującego swoich obywateli na samotność w walce z chorobą, segregującego dzieci według majątku ich rodziców, a także pozwalającego na umieranie ludziom, których nie stać na absurdalnie drogie leczenie.
Książka fińskiej dziennikarki jest mocnym głosem, namawiającym do zastanowienia się nad tym, co poszło nie tak i kiedy american dream, zmienił się w american nightmare.


 „Koń doskonały” jest w tym zestawieniu pozycją najnudniejszą i najgorzej napisaną . Autorka nie stroni od patosu najcięższego kalibru, nie waha się sięgać po melodramatyczne wtręty, przez co sążne kawałki jej książki są niezmiernie kiczowate. Ciekawy pomysł, by opowiedzieć historię II wojny światowej, z niecodziennego punktu widzenia, rozbił się o fatalne wykonanie.

Akcja ratunkowa, mająca ocalić polskie araby ze stadniny w Janowie Podlaskim, to historia rodem z filmów Disneya: naziści chcący przejąć wspaniałe zwierzęta i stworzyć z nich doskonałą rasę koni wojskowych, czerwonoarmiści gotowi  przerobić konie na posiłki dla wygłodniałej armii, a między nimi amerykański oddział gotowy do największych poświęceń, byle tylko cenne konie nie wpadły w łapy wroga. Ten materiał został jednak zmarnowany przez Elizabeth Letts, która stworzyła z niego opowieść przeładowaną kiczem, tanimi  chwytami  oraz scenami obliczonymi na wywołanie wzruszenia.

Mundus jest ciekawą propozycją, skierowaną do czytelnika głodnego informacji o świecie, ale niekoniecznie przywiązanego do akademickiego języka, czy też filozoficznych rozważań. Pozycje przeze mnie wybrane okazały się nieco lżejszym kalibrem literatury faktu i nawet uwzględniając wpadkę, jaką okazała się dla mnie książka Elizabeth Letts, to z pewnością będę obserwować, jak dalej potoczą się losy tej serii.

Książki przeczytałam dzięki współpracy Śląskich Blogerów Książkowych z Wydawnictwem Uniwersytetu Jagiellońskiego

2 komentarze:

  1. Trochę smutek, że "Koń doskonały" nie jest najlepszą lekturą, chciałam to przeczytać.:/
    Jeśli chodzi o historię lipicanów, to osobiście polecam "Czystą białą rasę" Franka Westermana (w ogóle tytuł tej ksiązki należy do moich ulubionych). Tam ujęcie jest szersze, bo obejmuje właściwie historię rasy od założenia do współczesności oraz sporo osobistych wspomnień, ale najwięcej miejsca autor poświęcił właśnie dziejom wojennym tych koni. Czyta się to bardzo dobrze.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super, bo sama historia wydawała mi się bardzo ciekawa, więc chętnie zajrzę do książki kogoś, kto tak spektakularnie nie zmaścił tematu ;)Dzięki za info, tytuł leci do kajetu z książkami do zdobycia ;)

      Usuń