niedziela, 8 kwietnia 2018

Nie moja bajka …




 „Pułapka czasu” jest literackim debiutem Madeleine L'Engle, który podbił serca czytelników w latach sześćdziesiątych. Czy współczesny odbiorca ma szansę zakochać się w tej powieści o podróżach w czasie i przestrzeni?

Meg Murry i jej pięcioletni brat Charles, są dosyć nietypowym rodzeństwem. Nieprzeciętnie inteligentna dwójka dzieci,  o smutnej historii rodzinnej, skazana jest przez rówieśników na ostracyzm. Przed kilku laty ojciec naszych bohaterów, uzdolniony fizyk, rozpoczął pracę dla rządu i zniknął
w tajemniczych okolicznościach. Plotki głoszą, że opuścił rodzinę dla innej kobiety, lecz matka Meg nadal wierzy w powrót męża, zaszczepiając tę silna wiarę w swoje dzieci.
Pewnego dnia pojawia się nowy trop i niepowtarzalna okazja, by wyruszyć śladami zaginionego rodzica i sprowadzić go do domu. W tej niesamowitej wyprawie, zorganizowanej przez trzy tajemnicze niewiasty, bierze udział także kolega Meg ze szkoły- Calvin, równie wyalienowany i osamotniony chłopak.

„Pułapka czasu” to zdecydowanie staroświecka szkoła pisania książek dla dzieci. Brak w niej mrugania okiem do czytelnika, intertekstualnych zabaw, czy też postmodernistycznych odniesień do innych dzieł kultury. Jest jednoliniowa fabuła, koncentrująca się na zadziwiających przygodach trójki dzieci. Ten staroświecki urok, zwłaszcza w połączeniu z mocno chrześcijańską wymową opowieści, może przemawiać do pewnej grupy czytelników, a właściwie ich rodziców, zdecydowanych wybierać lektury dzieciom pod kątem określonych wartości.

Walka dobra ze złem nakreślona w czarno-białych barwach, miłość jako lek na wszelkie zło świata, negowanie władzy rodzicielskiej i chwile zwątpienia w mądrość ojca, zmieniające się potem w zrozumienie, że nawet ojciec może popełniać błędy, lecz nie znaczy to, że kocha mniej- te aspekty książki zdecydowanie uwypuklone są mocno i na pewno będą odpowiadać niejednemu odbiorcy. Gorzej niestety z czytelnikiem, który nastawi się na lekturę powieści pełną oszałamiających wizji planet i światów, odwiedzanych przez naszych bohaterów. Madeleine L'Engle nie jawi się jako autorka obdarzona przesadnie plastycznym piórem, zdolnym do odmalowania wizji zapierających dech w piersiach. Jednoliniowa narracja łączy się także z nieskomplikowanym obrazowaniem, suchymi dialogami i powierzchownie nakreślonymi bohaterami.

Niesamowicie razie także we współczesnej książce dla dzieci nagromadzenie negatywnych epitetów, związanych z inteligencją. Przez pierwszych kilkanaście stron ilość „głupków”, „idiotów” i „idiotek” jest naprawdę zatrważająca. Rozumiem, że to nazewnictwo stać miało w kontraście do rzeczywistej inteligencji trójki pierwszoplanowych bohaterów, ale takie beztroskie szafowanie tymi rzeczownikami było wręcz bolesne.

Nie porwała mnie  wizja L'Engle, pozostawiając mocno obojętną na przeżycia małych podróżników w czasie i przestrzeni, doceniam niestereotypową wizję bohaterek obdarzonych umysłami ścisłymi (zarówno Meg, jak i jej matka musiały mocno odbiegać od bohaterek amerykańskich książek dla dzieci urodzonych w latach pięćdziesiątych), a także konsekwentne budowanie narracji w oparciu o swój światopogląd. Jednak „Pułapka czasu” to zdecydowanie nie moja bajka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz