„Czas nie obszedł się z nami łaskawie. Sprał nas. Przewłóczył. Złamał. Zestarzeliśmy
się (…) Stare grzyby z nas”. Trudno się nie zgodzić ze słowami głównego
bohatera, Clay’a zwanego Wolnorękim, któremu pewnego dnia na progu domostwa
objawia się kumpel z młodości, prosząc o niemożliwe: ponowne zjednoczenie bandy
najemników, siejących niegdyś postrach, a obecnie grzejących stare kości na
obrzeżach świata.
Gabriel zjawia się u Wolnorękiego, licząc
na pomoc w przebiciu się do obleganego miasta, w którym utknęła jego córka. Miasta
znajdującego się w na drugim końcu świata, w dodatku otoczonego przez niezliczone
rzesze potworów rodem z najgorszych koszmarów, tak potężnych, że możni
świata postanowili postawić obleganych
samym sobie.
Historia zaczyna się więc mocno
sztampowo, ale Eames potrafi dobrze grać z konwencją, rozbijając ją na kawałki
i składając ponownie w całkiem ciekawą, wciągającą całość. Autor wydaje się jeszcze
wprawdzie trochę niepewnie rozglądać za swoim stylem. Początkowe rozdziały decydowanie
wskazują, że Eames chciał stworzyć humorystyczne fantasy z lekkimi
naleciałościami nieco poważniejszego tonu. Jednak im bliżej końca powieści, tym
mniej surrealistycznych żartów, komicznych rozwiązań czy też prześmiewczych
opisów wybijających czytelnika z rytmu. Powiedzmy sobie szczerze: jako humorystyczna
fantastyka „Królowie Wyldu” sprawdzają się średnio. Jednak w chwilach, gdy
sprawy i czytelnicy traktowani są zupełnie serio- powieść czyta się znakomicie.
Nietrudno sympatyzować z
bohaterami, którzy pomimo wieku, chorób i beznadziejnych szans na powodzenie straceńczej misji, udają się na ostatnią wyprawę, by pomóc przyjacielowi z młodości
ocalić córkę. Pomimo mrocznej przeszłości, niesnasek, grupa starych grzybów potrafi
się zjednoczyć, by choć spróbować dokonać niemożliwego: „Czyż jednak nie o to chodziło w byciu grupą? Nawet tygrysa, choć to
waleczne zwierze, da się zapędzić e ślepy zaułek. Kto walczy w osamotnieniu. Tak
też ginie. Ale już polując na wilka, trzeba zerkać co rusz przez ramię,
zastanawiając się, czy reszta watahy nie kryje się gdzieś w mroku”.
Przyznam szczerze, że pomimo pewnych
niedociągnięć, miejscami wymuszonego humoru, a także przeładowanych akcją scen, dałam
się porwać tej opowieści i jestem całkiem ciekawa jak rozwinie się warsztat
autora w kolejnym tomie, poświęconym tym razem córce Gabriela.
Książkę
przeczytałam dzięki Wydawnictwu Rebis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz